DLACZEGO SMOKI BALY SIE RYCERZY   KRYSZTAL SLEPCA   KRASNOLUDZKIE KLANY W STARYM SWIECIE   PAMIETNIK BOLDA KAHGARA

 GLOWNA
PLIKI
DZIELA
CO TO ?
POEZJA
HUMOR
GALERIA
 UWAGI
LINKI
KSIEGA

powiadanie się zaczęło , a ty rozsiadłeś się wygodnie
na niebywale wygodnym fotelu słuchając tej niesamowitej
historii z zaciekawieniem .

Dlaczego Smoki Bały się Rycerzy?

Przyjrzyjmy się staranniej obu przeciwnikom . wydaje się że smok dzierży wszystkie atuty . Oto kły długie i ostre jak szable , na dodatek potrafi ziać ogniem wprawdzie- jak to gady-nie biega specjalnie szybko ale za to lata w powietrzu a nade wszystko posiada niezwykła umiejętność czytania myśli . niektóre ze smoków potrafią nawet myślami przeciwnika manipulować. te smocze atrybuty powtarzają się z bajki na bajkę. Nie zapominajmy jednak , że powietrze do oddychania było wspólne dla smoka i rycerza ,więcej : opisywały je te same prawa, miało te same fizyczne własności . Smok umiejąc latać musiał by zachować formę zwykłego zwierza w tym powietrzu się unoszącego . A to narzuca budowę siała. Otóż najcięższym ptakiem latającym jest drop , jego masa sięga 18 kg (znany okaz21- kg samiec z Mandżurii utracił zdolność lotu)oraz łabędź o zbliżonej masie(i podobnie :22,5 kg okaz obserwowany w Polsce utracił zdolność lotu). Te liczby określają górna granice lotu która może mięsień oparty na układzie aktynomiozynowym , Ogranicza ja nie tylko wydolność energetyczna mechanizmu obu współdziałających białek ale i efektywność transportu tlenu do odżywiania masy mięśnia. Nawet przyśpieszenie metabolizmu przez podniesienie temperatury ciała nie było tu furtką dla smoka - nie można przecież podnieść jej znacząco ponad temperaturę ciała ptaka, gdyż zacznie się denaturacja białek ustrojowych . Nieoczekiwanym dodatkowym efektem było by skrócenie życia takiego smoka , choć wszystkie baśnie mówią coś wręcz przeciwnego. Spotyka się jednak informacje , że najcięższy pterozaur ,osiągał do 110 kg(przy 12 m. rozpiętości skrzydeł , zaś największy wymarły ptak , Argentavis magnificens, 120 g (7m. rozpiętości skrzydeł). Można by wprawdzie za twardogłowymi kreacjonistami rzec: oto wreszcie jawny dowód , że znajdowane tu i ówdzie skamieniałości nie żyły naprawdę , lecz zostały przez najwyższego zasymulowane dla zmylenia , ponieważ pięciokrotnie przekraczają górna granice masy ciała, jaką może w powietrze unieść miesień. Powiedzmy prościej : masę wymarłych stworzeń szacowano na podstawie rozmiarów szkieletów i wartości jej w przypadku rzeczonego praptaka , wyraża raczej opinię badającego szkielet paleontologa niż rzeczywistość. Pterozaur miał skrzydła leciuteńkie błoniaste skrzydła rozpięte do tułowia do małego palca przedniej kończyny więc przedyskutujmy jego możliwy lot dokładniej . Optymalnie wykorzystując siłę swoich mięśni 70 kg wytrenowany kolarz zdoła unieść w powietrze mięśniolot o całkowitej masie układu 120 kg , rozpiętość skrzydeł 35m. i z prędkością 35 km / h , ale jakość takiego lotu jest żałosna - w żadnym wypadku nie nadaje się do walki. Lot 120 kilogramowego zwierza - oczywiście jak kolarz opcjonalnie wykorzystując swoje mięśnie - musiał być podobnie niezdarny i ociężały . Niektórzy podejrzewają , że pterozaury tak ciężkie jak Quetzalcoatus northropi (bo jeszcze raz podkreślę ; wartość masy estymowana dla wymarłego ptaka wydaje mis się wyssana z palca ) startowały jak lotniarz - skacząc w dół ze zbocza lub z drzewa , może wykorzystując (jak albatrosy ) bardzo wysokie fale, lub przynajmniej startując po bardzo długim rozbiegu(jak łabędź ) . Można sobie wyobrazić, jak pożałowania godny musiał być promień skrętu takich ślizgów powietrznych.. Ergo :albo smok ważył poniżej 20 kg i lata sprawnie , albo mając co najwyżej 120 kg przyleciawszy na pole walki po wylądowaniu nie był w stanie z tego pola wzbić ssie w powietrze. Wyobraźnia pisarza niewielu tu może pomóc. Smoki były dość spore , jak widać na każdej rycinie i jak to niezbicie wynika ze wszystkich powieści "Sword of Sorcery"(zwanych piękna polszczyzna fantazy ). Można to pogodzić z wymaganiem niskiej masy , zakładając , zakładając że wewnątrz ciała mamy obszerne worki powietrzne(jak ptaki) oraz mocno porowate kości(kości pneumatyczne).Ich ażurowe ciała ochraniane były z reguły łuskami , rzadko piórami czy futrem (gigantyczne ptaki to przecież inny rodzaj groźnych stworów z bajki). Smok potrafił gryźć , drapać pazurami oraz ziać ogniem . O ile pierwsze umiejętności nie odróżniały go od innych dużych drapieżników , o tyle warto zastanowić się nad ostatnią z nich . otóż nie jest wcale niemożliwe wykształcenie się takiej umiejętności u smoka. Jest nawet gotowy pierwowzór ewolucyjny : żeby jadowe które mogły przekształcić się w ognioodporne dysze , i sam jad który ewoluując w lekką ciecz, np. .analog terpentyny(stale pozostając trucizną), stałyby się palny. Problem leży gdzie indziej : jest nim rzeczonego ognia zapalenie. Najtwardszą i najbardziej zmineralizowaną tkanką jest szkliwo zębowe wydaje się więc, że smok mógłby zapalać ogień zgrzytając zębami. Praktycznie to i skuteczne, tyle że wyklucza jednoczesne gryzienie i zianie ogniem . Naprzeciw stał rycerz , oczywiście w płytowej zbroi, konno , i oczywiście atakujący kopią . Nie dlatego ,że na wszystkich sztychach przedstawiano go tak malowniczo, ale dlatego że atak kopią był najskuteczniejszy . Warto policzyć , aby się o tym przekonać : ciężki koń +jego opancerzenie + czaprak , to masa prawie jednej tony . do tego dochodzi masa muskularnego mężczyzny w zbroi , przy tarczy i kopii, a to dodatkowe 100kg( nawet zakładając, że w średniowieczu ludzie byli wzrostu nikczemnego niż dzisiaj). Koń w galopie(nie za szybkim , jakieś 20km/h), dobre ułożenie się do ataku na ostrze kopii da ciśnienie ostrzowe wystarczające do przebicia każdego pancerza organicznego(nawet stegozaura), a co dopiero o ażurowych łusek latającego smoka. Raz wbita kopia wchodziła w pancerz smoka , póki rycerz nie wypuścił jej z rąk. Kopie trzeba było prowadzić miękko , nie dzierżyć jej kurczowo. Gdy twarde uderzenie wysadziłoby go z siodła rycerz winien zostawić kopię i odejść po następną. Wysadzanie z siodła kogoś opancerzonego tak ciężko , że pieszo ruszał się niemrawo , było zawsze niebezpieczne w starciu zaś ze smokiem miało tragiczne następstwa. Może należało użyć specjalnej zbroi na smoki - ze szczególnie cienkiej blachy, ale pełnej , by zabezpieczyć od płomienia, a jednocześnie dać chociaż marną szansę ucieczki pieszo? Tak mniej więcej wyglądał przepis na walkę , po której smok kończył jako gigantyczny motyl na szpilce. Kopia pozwalała na atak z poza zasięgów smoczych kłów i pazurów , ale co z miotaczem płomieni , jaki smok miał w gębie ? Pojemność gruczołów jadowych była ograniczona (masa ciała) , więc rycerz mógł przedtem kilkakrotnie sprowokować smoka markowanymi atakami , ale ten ,sposób niepotrzebnie przedłużał starcie , o czym później. Rycerz mógł już za pierwszym atakiem , kiedy smok był jeszcze ciężki od terpentyny . Ale koniecznie respektując pierwsze prawo walki ze smokami : " jeżeli smok na ziemi atakuj go idąc z wiatrem " (dokładnie odwrotnie niż podchodzi się wszelkie dzikie zwierzęta) .takie ustawienie zawsze skróci strugę płomienia a nawet uniemożliwi smokowi zianie ponieważ nie będzie to bezpieczne dla niego .na dodatek, pęd powietrza rozpędzonego jeźdźca powinien rozgarnąć strugę płomienia , który dodatkowo ześlizgał się po gładkiej zbroi . Pojemność cieplna płytowego pancerza i skórzanego kaftana dostatecznie zabezpieczało przed poparzeniem przy tak krótkim kontakcie z płomieniem . Należało wybrać tylko odpowiedni hełm - z przyłbica zasłaniającą całą twarz i posiadającym szczeliny uformowane tak by nie łapały płomienia do środka(coś jak hełm motocyklisty) może tez tarcze przypominającą ostry dziób okrętu. Na koniec jeszcze drobiazg: trzeba było bezwarunkowo ułożyć rumaka do walki w płomieniach i w dymie . Było to możliwe , co pokazuje zwycięstwo Tatarów nad połączonym rycerstwem polskim i niemieckim pod Legnicą . Aby przybliżyć sobie możliwość smoczego chuchu , pamiętajmy że zasięg ręcznego miotacza ognia wynosił od 10 do 30 m. z zapas mieszanki do 20 litrów(niesionych w plecaku żołnierza ). Starczało to na cztery pięć strzałów . dla żywego smoka rozsądnie będzie podzielić ten zapas (i zasięg) przynajmniej przez sześć , gdyż rozmiary rzadko przecież używanego miotacza musiały być małe w porównaniu całkowitą masą gadziny . wystrzelany smok pozostał bez ognia przez parę dni(podobnie jak jadowity wąż po ukąszeniu ofiary). Warto zastanowić się , dokąd mogła prowadzić dalsza ewolucja systemu ziania ogniem , gdyby gdy by okazał się on bardzo skuteczny w walce , albo smok za gustowałby w pieczystym(jako lżej strawne pozwoliłoby skrócić przewód pokarmowy , oszczędzić na masie...) . Wojenne doświadczenia z użycia miotaczy ognia mówią , że najskuteczniejsze było użycie napalmu, gęstej , płonącej mieszaniny , która przylepiła się do celu . nic nie stoi na przeszkodzie, aby smocze paliwo po wiekowej ewolucji przetworzyło się w analog napalmu. Choćby zawiesina białek, denaturująca przy podgrzewaniu w żel , mogłaby służyć jako stosowany wypełniacz . Walka z napalmowym smokiem była by nieporównywalnie trudniejsza, Rycerz musiał bezwarunkowo unikać kontaktu z płonącą wydzieliną Koniecznie wcześniej sprowokować smoka do jednego, a lepiej kilku zionięć. Zdecydowanie natomiast należy wykluczyć smoka posługującego się fugasowymi , tzn. miotającego pociski z cieczą zapalającą się przy kontakcie z powietrzem , czy smoka chociaż ziejącego samą taką cieczą. Smok który wyewoluowałby samozapalną wydzielinę byłby najgroźniejszym sam dla siebie , gdyż przypadkowo zraniony w zbiornik swej broni spłonąłby doszczętnie O ile zianie ogniem przestało jawić się nam jako broń rozstrzygająca w starciu z rycerzem , o tyle możliwość ataku przeprowadzona z powietrza rysują się dla smoka wręcz przygnębiająco Przede wszystkim smok nie mógł ziać ogniem lecąc , bo sam by się poparzył . wystarczy obejrzeć na filmach z walk powietrznych , jak układa się struga ognia z płonącego samolotu , szczególnie wtedy gdy płonie umieszczony na początku kadłuba myśliwca silnik . smok zionący w locie poparzył by sobie okolice pyska i paszcze . aby miotać ogień przed siebie musiałby zatrzymać się w powietrzu , co wbrew pozorom nie jest takie łatwe . niemal równie trudna byłaby walka smoka z powietrza z konnym rycerzem . Musiałby wtedy manewrować z bardzo małą prędkością (porównywalną z prędkością jeźdźca) , na granicy przeciągnięcia , czyli utraty siły nośnej . Prawo Bernouliego i relacja masy do rozmiarów są okrutne: wróbel może sprawnie trzepotać wokół wbitego palika , masywny łabędź albo drop z trudem uniknie zderzenia , dwustukilogramowy smok zaś będzie ratował się przed przepadnięciem jak awionetka (najlepsze z ni8ch , jak nasza PZL 104 "Wilga" czy FI 156 "Storch" potrzebują do lądowania prędkości co najmniej 40km/h - tyle co koń w galopie ; ponadto lecąca wtedy niemal dokładnie po prostej. Warto zauważyć ,że "Wilga" potrafi zatrzymać się w powietrzu lecąc pod wiatr o takiej prędkości ) . Stąd drugie praktyczne prawo: "Jeśli smok jest w powietrzu ustaw się tak , by atakować go pod wiatr" . Precyzja i czas trwania ataku potwora będą znacząco ograniczone (prędkość wiatru doda się do prędkości jego lotu ), a ty na znakomicie wyszkolonym rumaku łatwiej zdołasz ominąć jego atak . Powie ktoś :dlaczego smok niema naśladować śmigłowca , wykorzystując w swoim locie wirujący płat ? Podobnie latają owady , to może i owadzi smok ? Oczywiście mógł by naśladować , ale na takiego smoka najlepsza bronią była by siatka na motyle. Zwyczajnie , owady oddychając tchawkami nie mogą być za duże , bo marna wydajność systemu oddechowego spowodowała by , że cierpiały by na coś w rodzaju chromania przestankowego - każdy gwałtowniejszy wysiłek wywołał u nich zadyszkę nawet największe z nich i jednocześnie ruchliwe drapieżniki , modliszki stosujące system dodatkowych worków na powietrze , nie przekraczają trzydziestu paru centymetrów długości ciała (Kopalna rekordzistką , ważka Meganeura moneyi o rozpiętości skrzydeł 70 cm. Też zmieściła by się w siatce na motyle ). Natomiast cudowne owadzie wynalazki zwiększające wydolność fizyczną (na przykład pchle białko używane do skoków ) nie mogły by być efektywnie wykorzystane przez olbrzymiego owada , z uwagi na niedostosowany do rozmiarów system transportu substancji wewnątrz ciała , szkielet zewnętrzny musiał by osiągnąć monstrualna grubość aby podtrzymać strukturę ciała (Nb. ten ostatni argument ucina przy okazji rożne wymysły gigantycznych i straszliwych owadów) Nieporadny w powietrzu , bo niemanewrowny , nawet atakując pod wiatr, okazał smok stanowił by nawet lepszy cel dla kopii rycerza (nie trzeba jej pochylać!) Ciężki stu- czy dwustu kilogramowy smok latający smok mógłby spróbować jednorazowego , orlego ataku , tzn. w ostatnim nurkowaniu przy dłużej prędkości .tu jednak wszystkie ograniczenia aerodynamiki i mobilności konnego rycerza mogącego wystarczająco szybko ustawić się pod wiatr ,że tak poprowadzony smoczy atak poprowadzony nad ruchliwym jeźdźcem Wygląda nato że umiejętność latania raczej przeszkadza smokowi w walce. A ze smokiem nie latającym , jak jasno wykazał się szewczyk Dratewka , znakomicie walczyło się bronią chemiczną. Smok na ogół miał swoją wundrwaffe nieosiągalną dla ludzi .Umiał oto czytać w myślach pobliskich istot żywych . zasięg tej broni nie był zbyt duży , bo w żadnej bajce nie zdarzyło się , żeby manipulował mieszkańcami pobliskiego miasteczka . Znaczy potrafił manipulować przeciwnikiem w bezpośredniej bliskości jaskini. Konny rycerz miał przeciw temu dwa atuty : Krótki czas trwania ataku i zwężone pole świadomości , gdy gnał wpatrzony w koniec kopii prowadzonej na smoka . Jest coś takiego jak minimalny czas manipulacji (ostatecznie parę lat minęło nim przekonano Polaków , aby sami wybrali komunistów pod którymi rządami cierpieli ) , a smok miał na przekonanie szarżującego rycerza niewiele czasu . A może jeszcze lepiej nie kopią i nie konno ? Walka kusznika ze smokiem była raczej walka pierwszego strzału : jeżeli pierwszy bełt nie zranił smoka śmiertelnie smok miał dostatecznie wiele czasu na wykończenie kusznika psychicznie albo uciec i przygotować kontratak. Warto zauważyć , że w ciało okazałego stwora głębiej wbijały się zwykłe(z jak najmniejszą brzechwą)strzały z łuku .Otóż, prędkość i zasięg pocisku miotanego w środku lepkim (tu - warstwie piór lub włosia pokrywające smoka ) zależy od długości pocisku .(stąd kusze podwodne miotają długimi strzałami - krótkie by koziołkowały ) .Różnica w prędkości początkowej strzały i bełtu , decydująca o zasięgu pocisku i grubości przebijanej zbroi, przy wynikaniu w głąb smoczego ciała, miała mniejsze znaczenie , jeśli bełt zmieni kierunek lotu w skudlonym włosiu.. Trzeba przyznać ,że pełnili wyborne funkcje oddziałów obrony przeciw lotniczej - w najgorszym razie póki nie zostali przez smoka zauważeni(gdyby zasięg smoczej propagandy przekraczał pułap strzały ).Wystrzelona strzał jest tak głupia że nikomu przekonać się nie da. Pieszy mógłby walczyć nawet w jamie w smoczej jamie , ale tylko idiota pchał się tam , by walczyć na terenie znakomicie znanym potworowi . ale i na otwartym polu znacznie wolniejszy od smoka piechur miał marne szansę. Nawet reguła: Jeśli smok na ziemi ,atakuj z wiatrem ,jeśli w powietrzu ustaw się pod wiatr " niewiele pomagała .Smok zawsze mógł rycerza obejść i zaatakować z najdogodniejszej dla siebie strony . Żywy miotacz ognia w smoczej paszczy stawał się dopiero , na dodatek pieszy nie był zabezpieczony przed psychotechnika smoka . Wprawdzie trening fechtunku polega na zastąpieniu niektórych czynności świadomych - odruchami w walce pieszej było zbyt wiele czasu na niepotrzebny namysł który mógł być wykorzystany przez sprawnego manipulatora .

A jeśli smok miał pod skrzydłami magiczne powietrze , które go lepiej dźwigało?. Albo jego mięśnie miały magiczną wytrzymałość ?.Lub płomieniem do przodu ział z nadzwyczajnym impetem , jednocześnie przetwarzając wydychane powietrze w paliwo ?.Albo zionął neurotoksyną powalającą przeciwnika w zasięgu wzroku ?. A zasięg jego sił psychicznych obejmował całe królestwo? Wtedy odpowiedz jest prosta : z takim smokiem nie było żadnej dyskusji , trzeba było ustawić się w należytej kolejności do zjedzenia : najpierw dziewice , dalej inne , potem mężatki i wdowy , następnie cała reszta ludności . A rycerze zamiast kombinować nad zmyślnym systemem walki , główkowali by raczej nad tym , jak się wysmarować czosnkiem i posypać pieprzem ,żeby smokowi bardziej smakowało . Na szczęście tak głupich powieści Sword and Sorcery nikt nie pisze .Poprzednie wywody nie dyskwalifikują w starciu żadnego z obu przeciwników , zarówno rycerz - idiota zostawał konserwą z ludziną , jak i mało doświadczony smok stawał się dla wprawnego rycerza pieczenią na własnym ogniu. To ,że rycerz w smoczej rozgrywce średnio miał w ręku lepsze karty , wyjaśnia dlaczego smoki wyginęły . Dla czego zaś rycerzy wśród nas jakby mniej , odpowiedzcie sobie sami .

THE END

Cała ta rozprawka zamieszczona jest w artykule umiesczonym w czasopiśmie FANTASTYKA napisanego przez Marka S. Huberatha a przepisana i udostępniona dla was przez BK_DEVILA
E-mail: bk_devil@poczta.onet.pl